Tęczyńscy





OSOBY DRAMATU.
DOROTA Z TĘCZYNA.
ŻEGOTA TOPORCZYK Z TĘCZYNA.
WOJSŁAW TOPORCZYK Z TĘCZYNA.
OTTO TOPORCZYK Z RABSZTYNA.
NAWÓJ TOPORCZYK.
JANKO GRZEBIEŁ.
PIOTR ZABÓJ.
PANI JANOWA, STARA DOZORCZYNI.
JADWIGA, JEJ CÓRKA.
BARTOSZ, STARY SŁUGA
GIERMEK.
SŁUDZY.
DWÓCH PODROŻNYCH.
LUDZIE ŻEGOTY.
Scena w 1 Akcie na Zamku w Przegini, toż w II i III, w IV w Krakowie, w V na gościńcu u wieży zwanej Masława.
AKT I.
Scena pierwsza.

Teatr wystawia podwórzec Zamku w Przegini. — Wprost kilka wschodów wiedzie wewnątrz gankiem na Zamek. Na prawo furta w murze okolnym, wysokim.
Na lewo wielka murowana budowa z gankami, okna długie wązkie dach spiczasty, wysoki, na chorągiewkach znak herbu Topor; toż nad drzwiami zamkowemi i nad furtą.
Kilka starych drzew około muru przy furcie.

DOROTA
(na ganku. )

Miły Boże, jakże też nudno na tem starem Zamczysku pradziadów moich — Samej
jednej, zawsze samej !
Od dzieciństwa ska-
zanej na rozmyślanie swojego sieroctwa, i kosztowanie wszystkich jego goryczy. — O! ciężko-bo też być sierotą, kamieniem na sercu samotność sieroca.
— Nikogo, dokoła nikogo, prócz starej mojej Pani Janowej, prócz Jadwigi, prócz...
(obraca się i podnosi głowę) po chwili:
Prócz Nawoja — Gdyby nie oni, gdyby nie on — gdyby nie on, to tęskno, powolnie wybijające na sercu godziny, zabiłyby mnie dawno.
Z nim, z niemi, trochę zapominam, żem sierota. — Dwoje sierot są sobie krewni i zastępują dla siebie, czego im braknie na świecie.

Ośmnaście lat przeżyłam na moim Zamku, a w tych latach, wszystkie dni, były jak bracia rodzeni jednakie, wszystkie godziny jak siostry rodzone, podobne do siebie — Jedne
twarze, jedne mury, jedna samotność ciągle mnie otaczała — A tak blizko stolica, a tak nie daleko cały boży świat pełen życia, ruchu, wesołości.

Tak, ale białogłowie nie polecieć na
dla niej zacisze domowe w młodości, dóm na dojrzale lata i dóm na starość, zawsze dom tylko — lub klasztor— Nawet dwór królewski
dla białychgłów, to tylko strojna cela klasztoru, lub pierwszy i ludniejszy dom.
Jeszczeź kiedy w domu, jest kochać kogo, jest z kim żyć, kiedy jest stara matka, ukochany Pan, najdroższe dziecie — ale kiedy, jak też niema nic — nic —
(po chwili).

Jakto nic? jest Nawój —a ja kocham Nawoja — O! i jakże go nie mam kochać! Gdyby nie on, dawnobym w tej kamiennej trumnie umarła.
— Zdaje mi się nawet, że gdyby się przyszło rozdzielić....
Ktoż nas rozdzielić może, potrafi i zechce? Kto?
(myśli).

Mam prawda panów stryjów kędyś, co się o mnie niekiedy dowiadują i obiecują swoję bytność tutaj od dawna — Opiekunowie moi — A!
kobieta zawsze pod opieką cudzą i pod cudzą wolą.
— Ale niech przyj-
dą, powiem im, że kocham Nawoja, i że wezmę go za męża — Nawój szlachcic, i chodził w bój z naszą chorągwią, pod naszym znakiem, należy niejako do
naszego rodu, a choć nie ma szerokich włości i głośnego imienia, to coż ?? Wszakże i imie i włości się nabywają. — On je nabędzie.

Wszakże bił się już nieraz mężnie, nieraz krwią swoją tarcz krwawą odświeżył. — Ja go kocham, on mój — I będzie moim — i moim być musi.

A jeśli oni się sprzeciwią? — To ja się im sprzeciwię. — Ja tak chcę, ja tak chcę.
Scena druga.

P. JANOWA, JADWISIA, DOROTA.
P. JANOWA
(wpadając przez furtę z prawej strony, za nią Jadwisia).
Nowiny, nowiny, wielkie nowiny!
DOROTA.
(odwracając się ku niej),

Coż tam takiego ?
Bociany zapewne pobiły się w ogrodzie, sznur się zerwał w głębokiej studni, lub cegła upadła z blanków?
P. JANOWA.
O! ho! o! ho! Coś daleko ważniejszego.
DOROTA.
Więc zapewne który z dworzan.
P. JANOWA.
Nie o dworzanach tu mowa.
DOROTA.
To coś z Krakowa, od dworu? — Zapewne nowina, co nas tyle obchodzi, ile Benedyktynów na Łysej górze.
P. JANOWA.
Właśnie nowina, co nas i Panią naszą najbardziej obchodzi. — Nowina ważna, wielka i pełna znaczenia.
DOROTA.
No — to mówże ją prędzej !
P. JANOWA.
Nowina, umyślnym z Krakowa przybyła, giermek P. Wojstawa nadbieg! z nią
przed chwilą.
DOROTA.
Ale mówże ją.
P. JANOWA
(dalej ciesząc się.
)
Giermek na siwym koniu, w krasnej katance, w żelaznej.
DOROTA.
Myśliszże, że i ja mam żelazną cierpliwość ?
P. JANOWA.
Przybył do Nawoja, jako do tutejszego Dowodzcy, jako do....
DOROTA.
Jako do kogo chcesz — ale mówże z czem przybył? Jadwisiu, może ty się prędzej na tę nowinę zdobędziesz?
JADWIGA
(potrząsa głową. )
Ja nie nie wiem.
P. JANOWA.
Kazano oporządzać komnaty w wielkiej
baszcie. —
DOROTA.
A! na Boga — Dla kogoż?—
P.
JANOWA
(trochę niecierpliwie. )
Jużciż nie dla Chana tatarskiego miłościwa Pani.
DOROTA.
Dla Króla JMci.
P. JANOWA
(kiwa głową.
)
Dla Stryjów, a Opiekunów twoich miłościwa Pani, P. P. Wojsława i Żegoty, którzy tu za chwilę przybyć mają.
DOROTA.
Po co?
ośmnaście lat nie widzieli sieroty, mogli byli zapomnieć już o niej zupełnie ! —
P. JANOWA.
A! nie mówcie tego, miłościwa Pani, na Boga żywego!
srogie to wyrazy — a oni właśnie przybywają, aby się o waszym losie naradzić, i was jako już czas po temu, przystojnie postanowić.
DOROTA.
Dzięki im za to !
obejdę się bez poźnej opieki!


1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 Nastepna>>